piątek, 29 kwietnia 2011

Monotonix - Not Yet - 2011

music : garage rock, noise

Trzecia plyta ekipy z Tel - Awiwu, moim zdaniem najlepsza brzmieniowo. Nie pisze o tym ot tak sobie gdyz dzwiekiem zajmowal sie Albini ! Zespol niewiele zmienil jesli idzie o stylistyke. Nadal jest to energiczne granie przypominajace The Stooges czy Mudhoney. Najslabsza strona bez dwoch zdan jest wokal. Ale generalnie plyte oceniam dobrze. Daje kopa a o to czasem chodzi :))

Master Musicians of Bukkake - Totem One - 2009 - Totem Two - 2010


music : drone, ambient, psychodelic, etnic, rock

Dla mnie strasznie dziwne plyty. 2 z 3 z ukonczonej niedawno trylogi (3 wkrotce na blogu). Chlopaki kursuja tu z przeroznymi instrumentami wokol muzy szamanskiej troche indie troche indianie :) Napewno zaskakujacy klimat i bardzo wciagajacy material. Fragment opisu z Onetu.pl :

Master Musicians Of Bukkake wywodzą się z doom metalowej sceny Seattle. W utworzonym w 2003 roku zespole znalazło się miejsce dla członków takich formacji jak Earth, Grails, Asva, The Accused czy Burning Witch. Z tego ostatniego wywodzą się też Stephen O'Malley i Greg Anderson, dziś tworzący Sunn 0))).
Pierwszy album ukazał się w wytwórni Abduction, należącej do kultowego zespołu Sun City Girls. Dwóch członków SCG (Alan Bishop oraz Charlie Gocher) pojawiło się zresztą gościnnie na debiucie Master Musicians Of Bukkake.
Od tego czasu ta wymykająca się tradycyjnym klasyfikacjom formacja ustabilizowała swój skład na poziomie siedmiu osób i wydała nakładem Conspiracy i Important Records trylogię "Totem".
Producencką pieczę nad dokonaniami MMOB sprawuje ich muzyk, Randall Dunn (producent płyt Sun 0))), Boris i Earth). Jego atrybuty sceniczne to tybetańska trąba rag-dun, melotron, syntezatory, gitara oraz śpiew akwolitowy. Inne środki ekspresji, z których korzystają Master Musicians Of Bukkake to misy tybetańskie, gongi rytualne, wróżby, artrofia, włoski strach lat 80., dźwiękowe halucynacje czy wieczne pragnienie.
MMOB wystąpią 6 maja (piątek) w warszawskim Powiększeniu (wstęp 35/45), a dzień później w Krakowie (klub Betel, wstęp 30/40)


P.s. Mieszanka muzy z siedem lat w tybecie z soundtrackiem do gierki Diablo 1 :)))

LowB - Leap and the Net Will Appear - 2011

music : trip-hop, downtempo, chill out, pop

Low B to jednoosobowy zespol Andy Barlowa znanego z brytyjskiego Lamb. Bardzo ciekawa kombinacja przeroznych styli. Momentami elekrtoniczne i transujace aby nastepnie zaskoczyc popowymi piosenkami. Lekk mila i przyjemna. Plyta ktora mozna smialo odpalic do obiadu z rodzinka i nikomu nie bedzie preszkazala :)

Posters

środa, 27 kwietnia 2011

Secret Chiefs 3 - Xaphan - Book Of Angels Vol 9 - 2008

music : avant-pop,jazz/yass/impro/Jewish traditional music

Fragment recenzji znaleziony na screenagers.pl autorstwa Dariusza Hanusiaka :

Opisywany tutaj album to zupełnie inna beczka niż większość popularnych tzw. niezależnych wydawnictw. „Xaphan” sygnuje Tzadik, co bardzo wiele wyjaśnia – klimaty okołozornowe, klezmerskie, jazzujące itp. Jest to jedna z jedenastu (!) wypuszczonych na rynek w ciągu ostatnich trzech lat części gigantycznego projektu „Masada Book Two”. Wykonawcą każdego woluminu jest inny artysta bądź grupa, m. in. popularny esnemble Medeski, Martin & Wood czy też nasze rodzime Cracow Klezmer Band. Kompozytorem wszystkich utworów cyklu jest – niespodzianka! – sam Zorn, od wielu już lat realizujący MISJĘ pt. „Radical Jewish Culture” ze skrupulatnością, której TVP może tylko pozazdrościć. Pod częścią dziewiątą, będącą przedmiotem tej recenzji, podpisał się zespół Secret Chiefs 3, czyli drugi obok Pattona mastermind Mr. Bungle, Trey Spruance, wraz z kolegami – może to coś wyjaśni.
Pattona nie ma, ale charakterystyczny sznyt grupy pozostał – zmiany tempa, bogate instrumentarium, okazjonalne hardrockowe grzmotnięcie; wszechobecne longue’owe i surfowe klimaty przeplatają się z charakterystycznymi motywami tradycyjnej muzyki żydowskiej. Efekt jest o tyle ciekawy, że współgra to wszystko bardzo sensownie – taki np. drugi na liście „Akramachamarei” nadawałby się tak samo na festiwal kultury żydowskiej jak i do ścieżki dźwiękowej filmu Tarantino, o ile temu chciałoby się nakręcić coś o Chasydach. Są też momenty bardziej klasyczne dla gatunku, przykładem większa część „Arson”. Closer z kolei przywołuje nagrania Fantomasa.

Dla mnie przekozacka plyta !!!

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Posters

Crash Of Rhinos - Distal - 2011

music :  indie, post hardcore, emo

Ekipa z UK grajaca bardzo pozytywnie wokul w/w klimatow. Muzyczka w sumie mocna, ale wokal przywoluje indie czy emo. W ich przypadku to nie najgorzej bo calkiem to wychodzi. Debiutancki album, dupy nie urywa ale jak jest ciezka to pomaga jej sie ruszyc. Ja troche ozylem bo juz dzis gnilem od psychodelicznych albumow :). Czyli energia jak najbardziej, fajne podzialy tez jest do czego lbem pomachac polecam na rano :) 

Cheer-Accident – Introducing Lemon - 2003 - Fear Draws Misfortune - 2009


music : indie, noise, alternative, psychodelic

 Kapela mocno niedoceniana zwlaszcza podwojna plyta z 2003 ktora uwielbiam
Opis znaleziony na last.fm :

Cheer-Accident są muzyczną jakością samą w sobie. Zdecydowanie nie podążają wytartymi ścieżkami.

Po prostu grają swoje, po paru latach dostrzegając doganiające ich trendy. Historia nie obeszła się jednak z nimi zbyt łaskawie proponując im miejsce w pobliżu śmietnika. Wytwórnia płytowa Skin Graft bez ceregieli stawia zespół na przegranej pozycji już w pierwszym zdaniu określając ich mianem popychadła („underdog”) chicagowskiej sceny.

Cheer-Accident można przypisać prekursorstwo wielu zjawisk, które objawiły się światu wraz z erupcją chicagowskiej sceny gitarowej lat 90tych, jak i w szerszym ujęciu; o wyprzedzenie całej fali amerykańskiego emo czy indie rocka. Mimo tego, zespół musi obejść się smakiem i etykietką kapeli kultowej, co w praktyce oznacza uwielbienie ze strony muzyków innych zespołów, artystów i niektórych dziennikarzy muzycznych oraz konkretną abnegację tłumu. Muzyka Cheer-Accident nigdy nie zyskała rozgłosu tej miary co dokonania chicagowskich „indie-gigantów” pokroju Trans Am, Tortoise czy Shellac. Nie o rozgłos i miejsce w szeregu chyba jednak tu chodzi. Cheer-Accident byli tu już dawno i mogliby z powodzeniem zapytać: „gdzie byliście przez te wszystkie lata i czemu zajęło wam to tak długo?”.

Cheer-Accident należą do zespołów, które raczej zacierają i przekraczają granice gatunkowe niż dają się wepchnąć w określoną szufladkę. Określenia typu indie-prog-rock, czy distorted pop nieznacznie tylko przybliżają o co chodzi. Szufladkowanie należałoby rozpocząć od miękkiego lo fi popu a zakończyć na noise`owych kolażach. Albo raczej wyobrazić sobie co powstałoby z mikstury rockowych szansonistów typu (nomen omen) Chicago zderzonych z zespołami pokroju U.S. Maple, czy The Flying Luttenbachers a więc kompanami z ich macierzystej „no wave`owej” wytwórni Skin Graft. Można też ewentualnie wyobrazić sobie emo band, który nieustannie szydzi z tego jak bardzo jest emo.

Co odróżnia ich od ton innych zespołów, którym można przykleić wyświechtane dziś etykietki post-punk czy indie rock? Cheer-Accident są bardziej nieprzewidywalni i bardziej rozrywkowi. Są aestetyczni i autoironiczni. Ich koncert może się niespodziewanie przerodzić w anty-muzyczny performance. Pasjonują ich dysonanse, nieparzyste podziały i rozjeżdżające akordy a mimo to można bezspornie stwierdzić że są przebojowi. Jeśli jednak po kilku minutach obcowania z ich muzyką przejdzie wam przez głowę by łatwo zaszufladkować ich jako jeszcze jeden zespół pop, indie, czy jak tam jeszcze - Ch-A skruszą wasz światopogląd w sekundę inwazją dysonansów, delirycznych dźwięków i ekscentrycznego poczucia humoru. Sami zastrzegają przewrotnie, że grają pop, który nie jest ogłupiający. Jest przeraźliwie ogłupiający. Radiostacje jednak ich raczej nie polubią.


Skład:
Jeff Libersher - gitara, trąbka, głos
Thymme Jones - perkusja, głos, piano, trąbka
Alex Perkolup - bas, głos
Dan Burke - laptop 



sobota, 23 kwietnia 2011

Psychic Ills - Dins 2006 - Mirror Eye - 2008


music : ambient - trance, psychodelic rock

Bardzo ciekawa kapelka z nyc. Mieszaja wiele styli na starszej plycie czyli Dins znajdziecie duzo wiecej gitarowej psychodeli laczanej z ambientowymi nazwijmy to przerywnikami. Natomias nowsza Mirror Eye to juz mocno trancowe spokojne granie glownie elektroniczne z elementami tylko instrumentow takich jak kongi czy gitara. Jedyne co mocno laczy te plyty to doskonaly, puslujacy bas. Ja osobiscie uwielbiam Dins i bardzo lubie Mirror Eye i mysle ze fani gitarowych odlotow podziela moje zdanie :)

Drop Electric- Finding Color in the Ashes - 2010

music : ambient, post rock

Dzisiaj znalezione. Kapela o ktorej niewiele znalzlem w necie. Z tego co wyczytalem sa z Washingtonu. Post rock ale nie z rodzaju wolnej perkusji. Mi to sie kojarzy troche z nowym Mogwaiem aczkolwiek az tak dobra to nie jest. Napewno warto dac tej plycie szanse :)

p.s. w czwartym numerze nagle pojawia sie damski mowiony po polsku glos :))) mega klimatyczny

Asva - What you don't know is frontier - 2008

music : ambient, drone - metal, 

Recenzja Mateusza Krawczyka ze strony screenagers.pl :

Asva nie jest nazwą, która na hasło doom-metal przychodzi na myśl w pierwszej kolejności. „What You Don’t Know Is Frontier” ma jednak duże szanse, by zmienić ten stan rzeczy. Nieco efemeryczna kolaboracja postaci znanych z kapel o bardziej ugruntowanej pozycji (Mr. Bungle, Sunn O))), Burning Witch) nagrała album, na którym udało im się przekroczyć ramy estetyki i który już teraz śmiało można zaliczyć do najciekawszych w tym roku, i to nie tylko w kręgu ciężkich gitar.
Jako pierwsze pojawiają się na płycie dźwięki generowane cyfrowo, jak gdyby dla zaznaczenia swojej obecności, która mniej uważnym słuchaczom mogłaby umknąć pod nawałnicą gitar i basu. Ale nie uprzedzajmy faktów. Dołączający już po chwili motyw gitarowy rozwijany jest przez następne piętnaście minut, aż do końca utworu. Supportowany jest przez organy stanowiące o charakterze nie tylko tego utworu ale i całego albumu. I to kolejny wyróżnik zespołu. Zarówno melodie jak i drony wygrywane ciężkimi riffami brzmią rewelacyjnie, gdy podszywane są tym unikalnym instrumentem. Forma utworów jest bowiem nieco bardziej standardowa: długie i cierpliwie rozwijane wątki, nieco może górnolotne, zagęszczane są poprzez coraz intensywniejsze (i głośniejsze) wykorzystanie instrumentów skutkując wykreowaniem charakterystycznie apokaliptycznej atmosfery. Kompozycje są długie, powolne, proste i mimo epickiego rozmachu nie pozostawiają dużo miejsca na wirtuozerię albo szalone improwizacje, choć co bardziej abstrakcyjne momenty „Christopher Columbus” przywołują skojarzenia z Supersilent, oczywiście z zachowaniem wszelkich proporcji jeśli chodzi o wykorzystywane brzmienia. Tym cały czas zdecydowanie najbliżej do Sunn O))) (z którym łączy Asva osoba Stuarta Dahlquista – lidera grupy współpracującego niegdyś z parą O’Malley/Anderson), nawet pomimo dość istotnego zaangażowania wspomnianych już organów, które skutecznie przebijają się przez szorstką warstwę niskich częstotliwości dosyć często wypływając na wierzch z czeluści mrocznych dźwięków.
Ten ogólny schemat w dosyć kontrowersyjny sposób przełamany jest w „A Game in Hell, Hard Work in Heaven”. Zaczyna się gitarą wyciągniętą z jakiegoś miłosnego songu po kilku minutach wspartej pompatyczną melodią na organach przetransponowaną następne kilka minut później na riff. Do tego dochodzi piskliwy wokal wyśpiewujący niezrozumiałe kwestie w języku brzmiącym jak skrzyżowanie japońskiego ze szwedzkim. Złośliwi mogliby przykleić kawałkowi etykietkę pop-doom, choć utwór jako całość broni się zdecydowanie bardziej niż składniki, z których został upichcony. Na finał dostajemy rdzeń motywu przewodniego pogoniony rockowym 4/4. Mnie to osobiście nieco gryzie - ot, za dużo patosu. Za to na osłodę, chyba dla zabicia ewentualnie niekorzystnego wrażenia, utwór kończy się potokiem pisków, szumu i gitarowego feedbacku.
W tym szaleństwie jest metoda. Przeplatanie brutalnej kakofonii i mrocznego klimatu typowych dla estetyk noise/post-metal/dark ambient z psychodeliczną symfonicznością w formie i miłym uchu brzmieniom nie czyni tych nagrań ani o jotę bardziej przystępnymi ale buduje niepodrabialny styl zespołu. Warto tu także wspomnieć, że dzięki temu płyta stanowi spory krok naprzód w stosunku do całkiem dobrego debiutu z przed trzech lat. A że Asva potrafią grać bezwzględnie udowadnia zamykający album „A Trap for Judges” będący serią wolno wyprowadzanych, potężnych gitarowo-perkusyjnych ciosów. Surowe, przygniatające i podobnie bezkompromisowo co drugi album KTL, z tą różnicą, że nie popełnili błędu duetu O’Malley/Rehberg i najcięższy kawałek umieścili na końcu płyty. Byli również nieco bardziej litościwi i po około szesnastu minutach po ciężkiej chłoście pozostawili jedynie niski, syntetyczny dron, nad którym wyrasta kolejny – organowy, by po chwili przerodzić się w nieco kościelnie brzmiącą melodię. Skojarzenia z zakończeniem nabożeństwa są jednak jak najbardziej na miejscu.
  

piątek, 22 kwietnia 2011

Pharaoh Overlord - Live in Suomi - 2007

music : Psychedelic/Space Rock / Progressive Rock

Plyta ktora mnie osobiscie kladzie na lopatki. Trio z Finlandii zaskakuje surowoscia i brzmieniem ( album koncertowy w koncu a brzmi fantastycznie ). Dlugie nagrania przechodzace plynnie jedno w drugie oparte na jednym transujacym temacie. Bardzo dobre riffy kojarzace sie momentami z latami 70 ale tylko i wylacznie melodyjnie. Dla mnie na wskros nowoczesne podejscie do rocka. POLECAM (Pawel bedzie dumny to od niego) :)))

Fever ray - Fever ray - 2009

music : electronic, ambient

Recenzja Łukasza Bratyszewskiego znaleziona na stro nie nowamuzyka.pl :

Artystka próbuje eksperymentować z formami ekspresji, mimo to rozpoznanie The Knife na tej płycie jest jakby nadane.
"You don't want to be too literal". Nie bądź taki dosłowny. Takie zdanie zamieszcza na stronie poświęconej projektowi Fever Ray odpowiedzialna za całość Karin Dreijer Andersson. Wokalistka The Knife zafundowała fanom solową płytę podsumowującą w jakimś stopniu swój dotychczasowy dorobek.
Praca nad albumem rozpoczęła się na początku 2007 roku, kiedy The Knife zdecydowali się na trasę koncertową, którą równie dobrze można nazwać zwizualizowanym show na sposób "chłodno-okołopolarno-skandynawski". Jak się okazuje, Fever Ray nie odbiega zbytnio od pierwowzorów poprzedniczek nagranych z The Knife. Zmienia się tylko sposób ich przetwarzania oraz interpretacja muzyki, co skutkuje dość minimalistycznym, a zarazem magicznym klimatem. Nowa twórczość Karin jest jakby epilogiem kończącego się "tourshow": przyjmując postawę pogańskiej szamanki Karin na chwilę układa się do odpoczynku, co widać właśnie w warstwie muzycznej płyty, spokojniejszej od dokonań The Knife. 

Chk Chk Chk Myth Takes - 2007 Strange Weather, Isn't It - 2010


music : indie, disco, elecrto - punk

Dla mnie przekozacka kapela. Recenzja Myth Takes znaleziona na merlin.pl : 

Trzy wykrzykniki po raz kolejny elektryzują swoją muzyką wywodzącą się z tradycji dance-punkowej, ale i funkowej. Z siedmiu członków zespołu aż dwóch gra na perkusji, a kolejny jeszcze dodatkowo na bębnach, tworząc rytm, który opanował ciała i dusze bywalców indie dyskotek. W odróżnieniu od poprzedniej, politycznie zaangażowanej płyty "Louden Up Now", "Myth Takes" wypełniają lżejsze, choć też niebanalne teksty, które czasami (np. w "All My Heroes Are Weirdoes") balansują na granicy absurdu. Najnowsza płyta jest także bardziej przystępna pod względem muzyki - jest bardziej melodyjna, choć równie zróżnicowana, zaskakująca zabawnymi aluzjami muzycznymi. Pierwsze utwory, potrafiłyby ożywić nawet stojących jedną nogą w grobie. Szybki, taneczny rytm połączony ze złowieszczym wręcz wokalem tworzą energetyzującą muzykę nawet dla tych, którzy są normalnie obojętni na jakiekolwiek próby poruszenia ich organów czy kończyn. Muzyka momentami pulsuje, później na chwilę zwalnia tempo ("A New Name", "Sweet Life"), ale nigdy, poza zamykającą płytę balladą "Inifold", nie pozwala na rozproszenie uwagi słuchacza. Bogactwo dźwięków i często przerysowany wokal graniczą wręcz z muzycznym chaosem dziecka bijącego z całych sił w perkusję, ale bas łączy wszystkie elementy podkreślając całość, która daje uczucie autentyczności i świeżości nawet po wielu przesłuchaniach. Wykrzyknikom udało się nagrać płytę niezwykłą: taneczą, bo bazującą na funku i dance-punku, ale także często niepokojącą i groźną, czego najlepszym przykładem jest "Heart of Hearts", pierwszy singiel z płyty. "Myth Takes" to pozycja obowiązkowa dla każdego, kto jest ciekaw jednych z najbardziej oryginalnych dokonań postpunkowego revivalu, ale także dla tych, którzy chcą się po prostu dobrze bawić przy niebanalnych piosenkach. 

Druga plyta jest kontynuacja przyjetej drogi niestety troche gorsza i jednak bardziej przyswajalna. Tak czy siak wakacyjny klimat 100 % :)

wtorek, 19 kwietnia 2011

Talons - Hollow Realm - 2010

music : indie, progresive, alternative

Dzis wieczorem graja w Papryce zdazycie scianac i posluchac mysle ze naprawde warto zajzec na koncert. Ponizej recenzja plyty znaleziona na magnetoffon.info :


Jeśli szukacie porcji potężnej, niczym nieskrępowanej, a jednocześnie piekielnie inteligentnej energii to trafiliście w dobre miejsce. Debiutancki album Talons bez oporów chwyci was „za mordę” i nie puści przez 40 minut. A potem będziecie prosić o jeszcze.
Talons to sekstet z Hereford w Anglii. W oficjalnej notce piszą o sobie, że nie są ani zespołem post-rockowym, ani math-rockowym. Jak nietrudno się domyślić, na debiutanckim Hollow Realm znajdziemy i jedno i drugie.
Odcinając się od łatek płytę można określić jako czysty, skondensowany ładunek energii. Energii totalnej stojącej ponad podziałem na pozytywną czy negatywną. Hollow Realm to jakby masywny pociąg, który pędzi z dużą prędkością i ani myśli się zatrzymać. Z tym, że zamiast prostych torów wybrał sobie trasę przełajową, pełną zakrętów, dziur, zwalonych drzew i innych przeszkód. Muzyka młodych Brytyjczyków nie pozostaje monotonna na dłużej niż kilkanaście sekund. Członkowie zespołu cały czas bombardują nas zmianami tempa, tu i ówdzie wplatając ściany dźwięku, tam riffy kojarzące się z muzyką hc, a jeszcze gdzie indziej filmowo brzmiące motywy zagrane w duchu Clinta Mansella.

Porażający efekt osiągnięto bez patosu, i wystudiowanego budowania narastających kompozycji, a raczej w myśl hitchcockowskiej zasady: „Najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie rośnie”. Z tym, że tu na napięcie tak naprawdę nie ma miejsca. Już na samym początku dostajemy z pięści w twarz i przez następne 40 minut bezskutecznie próbujemy odnaleźć się w szalonej muzyce Talons.
Oprócz niezwykłej swobody kompozycyjnej i żonglerki różnymi stylistykami, Talons wyróżnia wyprowadzanie na pierwszy plan skrzypiec, które albo idą w parze z riffem, albo go kontrapunktują, a jeszcze gdzie indziej budują epickie ściany dźwięku
Więcej o muzyce Talons nie ma sensu pisać. Proponuje nacisnąć play i przygotować się na solidny łomot.

Bohren & Der Club Of Gore - Dolores - 2008

music : ambient, jazz, elektonic

Niemiecki kwartet Bohren & Der Club Of Gore ze swoja przedostatnia plyta. Nagranie ultra spokojne, chill outowe z lekka nutka grozy czy smutku. Minimalizm 100% a na dodatek brzmi troche jak sciezka dzwiekowa. polecam na ciezkie wieczory ze szklaneczka :)

download - przy rozpakowywaniu plikow haslo Laura35

Athletic Automaton – A Journey Through The Roman's Empire - 2007

music : noise, experimental, math

Plyta z piekla :) Duet gitrowo perkusyjny Athletic Automaton z Providence, Rhode Island. Jak dla mnie to cos w klimatach Lightnig Bolta wersja sonic youth. Niektorzy twierdza ze nie da sie nagrac plyty prawie bez melodi a panowi postanowili udowodnic ze sie da :) Bardzo surowa noisowa gitara, pelna dynamiki i perkusja z bardzo trudnymi podzialami, rabana a nie uderzana. Doskonala plyta dla psycholi (mysle tu glownie o tobie pawel ) ktorzy w muzyce na rowni stawiaja melodie i energie :)

The Flaming Lips and Stardeath and White Dwarfs With Henry Rollins and Peaches Doing The Dark Side of the Moon - 2009

music : alternative rock, electronica

Jak juz jestesmy przy Flamingach to mala ciekawostka. Plyta z coverami Pink Floydow z plyty Dark side of th moon. W nagraniu plyty udzial wzieli rowniez Henry Rollins, Peaches i zespol Stardeath and White Dwarfs. Uslyszymy tu nie tyle wierne odwzorowanie orginalow a raczej wariacje wokol tematow plyty. Mi osobiscie bardzo sie podoba natomiast nie wiem co na to wierni fani Floydow. :)

The Flaming Lips - Embryonic - 2009

music : alternative rock

Stare dziadki nadal w formie. Kolejna juz nie wiadomo ktora w kolekcji swietna plyta Flaming Lipsow. Plyta nie jest mocna, raczej spokojna co nie znaczy ze psychodelki brakuje. Swietne mocne basy, ozdobione masa efektow gitary plasajace sie gdzies wokul nich. Bardzo fajnie grana, dynamiczna perkusja podkreslajaca w/w basy i spokojny wokal. Moim zdaniem jedna z lepszych plyt Flamingow.

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Sonic Youth - Simon Werner a Disparu - SYR 9 - 2011

music : psychodelic, ambient, rock

Jak juz jestesmy przy sonicach to ich najnowsza produkcja. 9 plyta wydana nakladem Sonic Youth Records. Spokojna klimatyczna ze zrywami. Wiadomo za zajebista.

dla sonicowych psycholi :)

http://www.matadorrecords.com/matablog/2011/03/23/thurston-moore-benediction-first-mp3-from-demolished-thoughts/

Sonic Youth - NYC Ghosts & Flowers - 2000

music : alternative psychodelic rock

Tak mi dzis powietrze zapachnialo ta plyta ze nie mam wyjscia i leci na bloga. Nie jest to nalepsza plyta Sonic Youth ale moj zwiazek emocjonalny z nia jest bardzo duzy. Nie bede pisal o plycie - to w koncu Sonic Youth wiec wikipedia powie wam wiecej. Jedyne czym moge sie podzielic to fakt ze moim zdaniem jest to najtrafniej opisujacy nastroj plyty tyutl ever. Ja odlecialem wam tez polecam jako chory psychicznie wyznawca sonicowej religii

Xploding Plastix - Amateur Girlfriends go Proskirt Agents - 2001

music : acid jazz, big beat, elektro-funk

Swietna plyta norweskiego duetu z Oslo. Jedna z pierwszych ich produkcji ale moim zdaniem absolutnie najlepsza. Momentami porywajace szybkie numer a chwilami spokojny prawie jazz. Bez wzgledu na to kto jakiej muzy sluch kazdy znajdzie tu cos dla siebie.

Windmills By the Ocean - Windmills By the Ocean - 2006

music : post metal, sludge

Wikipedia : 
Windmills by the Ocean - amerykański zespół muzyczny, wykonujący muzykę klasyfikowaną jako atmosferyczny sludge albo też post metal. Zespół nagrał dotychczas jedną płytę, zatytułowaną Windmills by the Ocean i wydaną przez Robotic Empire w 2006 r. Album zawiera długie (6-9 minut), rozbudowane utwory instrumentalne, brzmieniowo i kompozycyjnie kojarzące się z dokonaniami takich zespołów jak Pelican, Russian Circles czy Red Sparowes.

Grails - Take Refuge in Clean Living - 2008

music : post rock, psychodelic rock, ambient

Jedna z moich ulubionych plyt chlopakow z Grails. Zacznijmy od tego ze ilosc produkowanych przez nich plyt jest porazajaca. Nie wszystkie plyty sa moze porywajaca ale ta zdecydownie godna jest uwagi. Plyta dosyc zaskakujaca jesli idzie o zwroty akcji. Instrumentalna, plynaca, chwilami ambientowa aby chwile pozniej zaskoczyc jazda gitarowa zapetlona wokol transujacego basu. Wiecej o zespole na wikipedi

Swans – My Father Will Guide Me Up a Rope to the Sky - 2010

music : no wave, Experimental rock

Jako ze koncert zbliza sie duzymi krokami to najnowsza plyta swansow. Nie bede sie rozpisywal o zespole bo juz wrzucalem wczesniej a dle tych co nie znaja polecam wikipedie tam jest duzo info. Co do plyty to swansi w najlepszej formie.

niedziela, 17 kwietnia 2011

The Young Gods - Knock On Wood - The Acoustic Sessions - 2008

music : acoustic rock, psychodelic

W nawiazaniu do poprzedniego posta przypomiala mi sie doskonala plyta szwajcarskiego idrustialnego skladu The Young Gods. Fantasyczna plyta na ktorej zespol prezentuje nowa wrazliwosc. Po dlugiej przerwie kiedy wszyscy mysleli ze to koniec Godsow oni wrocili moze nie juz young ale gods na pewno. Przearanzowane nagrania ktore kiedys wgniataly w fotel energia i dynamika teraz zagrali w wersjach akustycznych. Bardzo duzo kombinacji, gitary akustyczne stare, zniszczone, przestrojone z dwoma stunami zabieraja nas w miejsca dotad nie odwiedzane (przynajmniej nie przy young godsach).Tym ktorzy nie znaja polecam z calego serca. Plyta spokojna i refleksyjna.

Voice of the Seven Thunders - Voice of the Seven Thunders 2010

music : psychodelic rock blues

Niewiele udalo mi sie dowiedziec o tej kapeli poza tym ze sa z Angli i to pierwszy lp na ich koncie. Graja w skladzie Rick Tomlinson: Guitars, vocals, synths, cornet, electronics.Chris Walmsley: Drums, percussion. Rory Gibson: Bass guitar. Plyta ktora dla mnie jest zaskoczeniem jezeli chodzi o brzmienie i produkcje. Bardzo fajne podkrecone brzmienie lat 70. Muzyczka - swietne riffy bluesowo rockowe na gitarach i daynamiczna sekcja. Momenty kompletnie psychodeliczne przeplataja sie tu z melodyjnymi akustycznymi gitarami. Pozytywne zaskoczenie

sobota, 16 kwietnia 2011

Black Bombaim - Saturdays and Space Travels - 2010

music : psychodelic rock

Dzis znalezione i nie wiem jak moglo mi to umknac ! Ekipa z Lizbony z bardzo ciekawej wytworni Lovers & Lollypops. Plyta sklada sie z dwoch nagran ktore trwaja po 19 minut 47 sekund dokladnie i sa jedna wielka, niekonczaca sie solowka gitarowa. Fantastyczna plyta dla fanow klasycznego rocka lat 70 zagranego na swiezo. Bardzo pozytywnie zaskakujaca pozycja. Ponizej dwa linki jeden bezposrednio do plyty drugi do kilku pozycji z w/w wytworni. Enjoy yr saturday :)

piątek, 15 kwietnia 2011

Gaudi + Nusrat Fateh Ali Khan - Dub Qawwali - 2007

music : dub

Zacznijmy odtego kim byl Nusrat Fateh Ali Khan. posluze sie wikipedia :

Nusrat Fateh Ali Khan ( ur.13 pazdziernika 1948, zm.16 sirpnia 1997) był pakistanskim śpiewakiem, znanym przede wszystkim jako wykonawca qawwali - religijnego śpiewu, który rozwinął się na gruncie sufizmu, mistycznego nurtu w islamie. Urodził się wFaislabadzie w Pakistanie. Wywodził się z rodziny, której członkowie od wielu pokoleń specjalizowali się w qawwali. Nusrat Fateh Ali Khan przyczynił się do rozwoju formy qawwali. Chociaż najprawdopodobniej nie był pierwszym, który tego próbował, spopularyzował łączenie techniki qawwali ze śpiewem khayal. W dużym uproszczeniu polega to na improwizacjach solowych w technice sargam: zamiast słów śpiewa się nazwy nut tworzących melodię, na podobnej zasadzie jak w zachodniej solmizacji.

No i dobra a Gaudi od lat zwiazany z muzyka dubowa obenie stacjonujacy w Londynie wzial sobie tracki wokalne Nusrata i zmiksowal je wlasnie z dubami. Efekt piorunujacy. Jeden z moich znajomych kiedys odlecial sluchajac tego i pytam go poniewz wyraznie mnie nie slucha: ej jestes ? gadam do ciebie ! odpowiada nie. jestem w Pakistanie :) enjoy

Baroness - Blue Record - 2009

music : sludge metal, progresive metal

Zainspirowane przez niejakiego Janusza po rozmowce okladkowej :)

Nie bede sie rozpisywal bo i nie ma o czym genialna plyta, swietna okladka (nosz kurwa wszystko sie zgadza) a dla tych co im nie styka recenzja z artrock.pl nadeslana przez czytelnika :)

Jeśli podobnie jak magazyn „Revolver” uznaliście debiut Baroness, „Red Album”, za wydawnictwo niezwykle interesujące, wciągnął was niesamowity klimat tejże płyty oraz oczarował charakterystyczny styl, to „Blue Record” jest krążkiem, który pokochacie.

Generalnie na tym mógłbym skończyć tę recenzję, ale poniekąd z czystego obowiązku, a poniekąd z faktu, że nieczęsto zdarza mi się pisać o tak świetnych płytach, dodam jeszcze od siebie parę zdań. Cóż, na porównania względem „Red Album” silić się w zasadzie nie trzeba, bo „Blue Record” to muza utrzymana w tej samej konwencji, tyle, że po prostu lepiej skomponowana i zagrana. Wychwycić udało mi się jedynie dwie znaczące różnice względem debiutu: zupełnie inne brzmienie bębnów (te są zdecydowanie głębsze i mocniejsze niż na „Red Album”) oraz bardziej indywidualny styl. Zarzucano tu i ówdzie Baroness inspiracje Mastodon; te jednak na najnowszym dokonaniu Baroness są jakby mniej słyszalne, a na pewno mniej bezpośrednie, niż to miało miejsce na poprzedniczce. „Blue Record” to płyta na wskroś progresywna, a przy tym w stu procentach rock’n’rollowa. Innymi słowy, pomimo sporego zróżnicowania i dość mocno rozbudowanych (acz stosunkowo krótkich) kompozycji, ten krążek piekielnie buja. Wszystko to za sprawą olbrzymiej przebojowości (tutaj prym wiedzie nieziemski „A Horse Called Golgotha”) oraz fantastycznej melodyjności. Muzycy Baroness nie zapomnieli jednak, że grają metal, zatem grzeją aż miło. Wyjątkiem jest tutaj jedynie „Steel That Sleeps The Eye”, utwór w zasadzie balladowy, którego sens umieszczenia na płycie zrozumiałem chyba dopiero przy okazji czwartego przesłuchania. Ten fakt to oczywiście również spory plus „Blue Record”, świadczący o wielowarstwowości tego krążka.

Żeby jednak tak ciągle nie chwalić i nie chwalić (chociaż, cholera, bardzo jest co), to tradycyjnie panowie gitarzyści serwują kilka dość irytujących, banalnie melodyjnych partii, które najbardziej kłują w uszy w otwierającym „Bullhead’s Psalm” oraz zamykającym „Bullhead’s Lament”. Całe szczęście, są to tylko raczej krótkie instrumentalne miniatury. Poza tym, gitarzyści rzeźbią naprawdę niezłe, pełne energii riffy, które połączone z pełnym pasji głosem Johna Baizley’a kreują niesamowicie oryginalny twór muzyczny. Także Allen Blickle, choć generalnie gra raczej dość prosto, od czasu do czasu atakuje słuchacza perkusyjną kanonadą, jak choćby w „A Horse Called Golgotha”.

Uważacie Mastodon za rewolucjonistów metalu? Zatem będziecie musieli uznać też frakcję Baroness. Próbujecie im zarzucić kopiowanie swoich prekursorów? Proponuję więc posłuchać „Blue Record”. Póki co, to chyba najlepsza rzecz, jaką w tym obfitującym w dobre albumy 2009 roku słyszałem. Nikt chyba nie połączył jeszcze wizjonerskości Mastodon, mocy i ciężaru Neurosis, energii punka i klimatu post-rocka w coś tak świeżego i przebojowego. Zacytuję dość głupie, acz niezwykle trafne słowa z pewnej debilnej reklamy: Jasny gwint, co za jakość!

Pissed Jeans - King Of Jeans - 2009

music : rock, noise rock, harcore punk

Kolejne dziecko Sub popu. Kapela ktora brzmi jak z lat 90, gram muze z lat 90 i o dziwo calkiem niezle im to wychodzi. Momentami ludzaco podobne do wczesnej tworczosci Nirvany. Material z kopem a wokalista brzmi chwilami jak zed z akademi policyjnej :). Roznica jednak miedzy nimi a Nirvana jest taka ze znajdziemy tu wiecej hard coru. Podsumuwujac od pierwszych dzwiekow wiedzialem ze to Sub pop i nie jestem zawiedziony :)

Dead Fawn - Session III - 2010

music : ambient

Trzech kolesi : gary, bas i klawisz brzmi jak sciezka dzwiekowa do filmow grozy. Muzyka tla ale takiego ze cos tam niepokoi. Bardzo emocjonalne muza. Troche trudna na rano troche straszna na wieczor. Podoba mi sie :)

Eluvium - Similes 2010

music : ambient

Darkplanet.pl :

Eluvium - jednoosobowy projekt amerykańskiego multiinstrumentalisty Matthew Coopera z Portland (stan Oregon). Łącząc miniatury fortepianowe z mocno przetworzonymi brzmieniami gitar i śladowymi partiami smyczków, odnalazł swój niepowtarzalny styl w muzyce ambient. Ma na koncie cztery albumy wydane przez małą amerykańską wytwórnię Temporary Residence Limited.

czwartek, 14 kwietnia 2011

Quest For Fire - Lights From Paradise 2010

music : psychodelic rock

Last Fm :

Quest For Fire to pochodzący z Toronto w Kanadzie kwartet grający współczesną wersję klasycznego psychodelicznego rocka. Grali koncerty mi.in. z takimi kapelami jak : Black mountain , Mudhonet, Earthless czy Witch .
W skład zespołu wchodzą : Andrew Moszynski (gitara), Chad Ross (gitara, vocal), Mike Maxymuik (perkusja) i Josh Bauman (bas).
Ich debiutancka płyta zatytułowana po prostu Quest For Fire ukazała się w czerwcu 2009 nakładem wytwórni Tee Pee Records 

Drugi krazek to wlasnie Lights From Paradise. Slychac na nim wyraznie korzenie klastcznego rocka lat 70. Chlopaki robia to jednak na tyle dobrze ze warto to sprawdzic. Wyraznie slychac ze ta muza naprawde ich kreci. Poza tym zajebista okladka :) 

Year Of No Light - Ausserwelt - 2010

music : Atmospheric sludge metal, post metal

Ze strony magazyngitarzysta autorstwa Jacka Walewskiego :

O Year Of No Light świat usłyszał dzięki ich wysokoocenianemu albumowi "Nord". Po upływie czterech lat, wydaniu paru splitów i istotnej zmianie składu, Francuzi wracają w końcu z kolejną płytą, "Ausserwelt".
Wspomniana, "istotna" zmiana składu to odejście wokalisty. Obecnie grupa tworzy muzykę w pełni instrumentalną, co wpłynęło na jej twórczość jak najbardziej pozytywnie. Okazuje się bowiem, że introspektywne dźwięki, nie przetykane wokalami, świetnie nadają się do słuchania w skupieniu i popadaniu w swoisty trans. Niebagatelną rolę odgrywa w tym fakt, że album jest bardzo spójny. Cztery składające się na niego utwory tworzą jeden zwarty monolit. Muzykom udało się stworzyć coś na kształt metalowo-psychodelicznej ścieżki dźwiękowej do niepowstałego dramatu psychologicznego.

Pierwsze na setliście, "Persephone (Enna)" zaczyna się bardzo subtelnie. Szybko jednak dźwięki stają się bardziej intensywne i wręcz monumentalne. Warto wspomnieć, że sporo dzieje się na drugim planie. Polecam wsłuchać się zwłaszcza w ambientowe tła kompozycji. Ciekawym rozwiązaniem aranżacyjnym jest z pewnością kontrastowanie łagodniejszych fragmentów z bardziej doom-metalowymi momentami, co nasuwać może luźne skojarzenia choćby z Neurosis. Najciekawiej wypada tutaj jednak wieńczące album "Abbese", oparte w pierwszej części na rytmicznym uderzaniu w bębny i ciężkim, doomowym riffie. Czym jednak dalej słuchacz brnie w utwór, zespół serwuje mu coraz bardziej schizofreniczną huśtawkę. Od nadziei po skrajną depresję. Poraża zwłaszcza ambientowa partia przypominająca śpiew szalonego chóru. Rzecz idealna dla zwolenników przeżywania muzyki.  

Przyznam, że lubię słuchać albumów, o których łatwo się pisze. Nie z powodu własnego lenistwa, ale bardziej z faktu, że stanowią one z reguły pewną dźwiękową opowieść. Na "Ausserwelt" Year Of No Light snują nam zarazem mroczną i wzruszającą historię. Płyta wspaniała do nocnych podróży w głąb siebie. 

Swans - The Great Annihilator - 1995

music : no wave, Experimental rock

Z cyklu moje ulubione starsza pozycja. Swans to obok Sonic Youth legenda nowojorskiej sceny ekspeymentalnej. Graja juz bardzo dlugo od 82 r. W 97 sie rozpadli a teraz reaktywacja w nowy skladzie. Tyle tytulem wstepu. The Great Annihilator to album ktory kocham od pierwszego slyszenia. Jest to dla mnie kombinacja brudnych, wyjacych gitar z delikatnoscia i klimatem Dead Can Dance. Momentami bardzo mroczny i ostry zeby zaraz zaskoczyc kompletnymi balladami jak killing for company czy mothers milk. Wyraznie slychac ze zespol nie do konca wpisal sie w lata 90. Stylistyka dominujaca to nadal zimna fala lat 80 stad rowniez czeste porownania do Buhausow czy innych Joy Divisionow. Moim zdaniem cos tam moze w tych porownaniach jest ale bezsprzecznie styl Swansow mozna porownac tylko do jednego - do Swansow - unikalne brzmienie. Ja uwielbiam i zachecam do sprobowania enter :)

U.S. Christmas - Run Thick In The Night - 2010

music : prograsive rock, experimental rock

Recenzja Marcina Ratynskiego z popmusic.pl :

Przez pierwsze 20 minut Amerykanie poszli w rejony bujanego sludge, by w „Fire Is Sleeping” uspokoić rozlazłym wokalem. Tak zaczyna się, drugi w barwach Neurot, album U.S. Christmas. W „Fonta Flora” zespół znakomicie porusza się w aranżacyjnym gąszczu, gdzie na podbudowie gitarowego grania pobrzmiewa psychodeliczna nuta. „Ephraim In The Stars” zaskakuje leniwym blues rockiem, a senne wokalne dialogi grają tu pierwszoplanowe role. Dużo w tej muzyce transu, dusznej atmosfery, która miesza się ze spokojnymi melodiami. Wiele elementów z układanki pt. „Run Thick In The Night” pozornie odstaje od siebie. Po kilku przesłuchaniach mam wrażenie, iż grupa jeszcze bardziej zagłębiła się w spacerockowe rejony. Poprzedni album był bardziej wyważony. Aktualna propozycja formacji jest intrygująca i wielowarstwowa. I właśnie ta złożoność pozwala odkrywać ten materiał wielokrotnie. Bez zbędnych kalkulacji i z dala od plastikowej produkcji U.S. Christmas podpisał się pod pełnym ciekawych pomysłów albumem. W tle psychodelicznych dokonań Pink Floyd czy Hawkwind „Run Thick In The Night” może nie przenosi gór, ale jest wartościowym krążkiem.

No dobra gor nie przerosl ale napewno to wiecej niz rysy. Bardzo fajny album  jak dla mnie taka kombinacja Pink Floydow z A Silver Mt. Zion :)

download

p.s. to trzeci album grupy pan byl niedoczytany :)

Fuck Buttons - Street Horrrsing 2008 - Tarot Sport 2009


music :  drone, ambient, noise, experimantal

Absolutnie przecudowne,  miazdzace glowe a jednczesnie glaszczace ja dwie plyty angielskiego duetu Fuck Buttons. Spotakamy sie tu z czyms niesamowitym mianowicie polaczenie lagodnego, ambientowego grania ze szlifierkami kontowymi, i apokaliptycznym wyciem jednego z panow. Cos co wydaje sie nie do polaczenia, chlopaki ogarneli na szostke z plusem. Wrazliwcom polecam ze dwa, trzy podejscia bo plyta nie zawsze wszystkim smakuje od razu :) Ztego miejsca pozdrawiam Bartasa z Kuznicy gdyz to on puscil mi to jako pierwszy w swoim domku dwa metry od Zatoki. Fantastyczna sprawa !!!

środa, 13 kwietnia 2011

Holy Fuck - Lp 2007 - Latin 2010


music : electonic punk, experimental rock, electronica

wikipedia : 
Holy Fuck powstał w 2004 w Toronto w Kanadzie. W tym samym roku wystąpili na jednym z największych festiwali muzycznych w Ameryce Polnocnej – Coachelli jako zespół koncertujący przed brooklinskim raperem Beans. Następnie grali na takich imprezach jak: the CMJ Music Marathon, POP Montreal, the Montreal Jazz Festival, All Tomorrow’s Parties, Vegoose, Evolve, Osheaga Festival oraz na the SXSW music festival w Austin, w stanie Teksas w latach 2006 i 2007. Latem 2007 roku Holy Fuck zostali zaproszeni na festiwal Glastonbury festival, gdzie oceniono ich jako trzeci najlepszy występ całej imprezy. Ich debiutancki album Holy Fuck został uznany przez kanadyjski magazyn Montreal Mirror za jedną z dziesięciu najlepszych płyt 2005 roku.

Moim zdaniem oby dwie plyty ktore tu zamieszczam fantastyczne. To ten rodzaj elektroniki z punkowym duchem ktory uwielbiam. Swietne konstrukcje i narastajace uderzenie. MUST HAVE !!!

Posters


Dj Wojak - Elekroduch

music : hip-hop, nu jazz, trip-hop

Nowa plyta Dj Wojaka, kolezki ktorego czesto mozemy uslyszec w sopockiej Papryce. Nie wrzucam tego po znajomosci, oj nie. Znalazla sie tutaj poniewaz jest to naprawde dobra plyta. Oprucz hip hopu co oczywiste mozemy tu uslyszec cala mase przeroznych inspiracji od reggae do jazzu. W nagrywaniu goscinnie udzial wzieli dobrze znani muzycy trojmiejskiej sceny. Sprawdzcie to !!!

Destroyalldreamers- Wish I Was All Flames 2007

 music : post rock, ambient

Destroyalldreamers to byl niestety 4 osobowy sklad z Montrealu. Byl bo po nagraniu tej plyty chlopaki poszli w swoja strone do innych projektow. Zespol kompletnie nie zuwazony w Polsce. Plyta plynaca ale tez nie do konca taka spokojna. Rozlazle, zreverbowane gitary lacza sie tu bardzo mocna momentami i ciekawie nagrana perkusja. To taki post rock jedyny w swoim rodzaju wlasnie przez inne podejsci brzmieniowe muzykow i to wlasnie wyroznia ta plyte z masy innych tego gatunku. Polecam !

download

TV on the Radio - Dear Science 2008 - Nine Types of Light 2011


music : indie, experimental

Male co nieco o kapeli autorstwa Macieja Majkrzaka ze strony hirek.pl : 

TV On The Radio to nowojorski indie rockowy kolektyw pod wodzą czarnoskórego wokalisty Tunde Adembipe’a. Grupa s swej twórczości łączy free jazzowe tradycje z brzmieniami spod znaku elektro, trip-hopu, soulu i muzyki punkowej.
Grupa ma na swoim koncie cztery albumu studyjne. Trzeci krążek „Return to Cookie Mountain” (2006) był dla grupy prawdziwym przełomem pod względem artystycznym i komercyjnym.  W roku 2008 panowie z TV On The Radio nagrali album „Dear Science”, który został okrzyknięty płytą roku  przez tak prestiżowe periodyki jak „Spin” czy „Rolling Stone”.
 Piąty studyjny album grupy pt. „NineTypes of Light” został nagrany po kilkuletniej przerwie, kiedy to muzycy zaangażowani byli w rozmaite projekty solowe. Płyta „Nine Types of Light” to efekt ciężkiej pracy muzyków i zarazem próba poszukiwania zupełnie nowych brzmień, horyzontów muzycznych. Najnowszy krążek formacji TV On The Radio ma być najbardziej przystępnym i najciekawszym materiałem w ich  dyskografii.